O podtytułach

28 stycznia 2010

O Adolfie Eichmannie usłyszałem pierwszy dzięki Haanah Arendt. Znalazłem jej książkę „Eichmann w Jerozolimie”. Tytuł taki sobie – dla nieznającego się na rzeczy po prostu wieloznaczny. Bardziej ciekawy był podtytuł: „Rzecz o banalności zła”. Ki diabeł? – pomyślałem i wziąłem książkę z półki. Rzecz się czytała trudno, ale bardzo dawała do myślenia. Rzeczony Eichmann okazał się diabłem wcielonym, ale bynajmniej nie takim, jak pokazuje ikonografia od średniowiecza do współczesnych horrorów. Nie był widowiskowo ZŁY, nie przerażał wyglądem, nie miał oblicza Hannibala Lectera ani nawet Louisa Cyphre’a. Sądzony przez żydowski trybunał Adolf Eichmann był po prostu urzędnikiem. Bardzo sprawnym urzędnikiem, który zarządzał Ostatecznym Rozwiązaniem. Haanah Arendt zdawała zresztą w swojej książce bardzo ciekawe pytania dotyczące Shoah, pytania niezbyt miłe dla Żydów. Pytała o to, dlaczego poza epizodami w wykonaniu młodzieży kilka milionów ludzi szło na śmierć jak bydło na rzeź. O rolę, jaką odegrała „starszyzna”, która podporządkowała się Niemcom i sama pomagała w organizacji gett i transportów. Banalność zła. Dobry podtytuł.
Gorszy podtytuł ma najnowsza książka dotycząca Księgowego Zagłady: „Wytropić Eichmanna” Neala Bascomba (ZNAK). Gorszy w polskim tłumaczeniu – „Pościg za największym zbrodniarzem w historii”. Podtytuł po prostu na wyrost – Eichmann nie był z całą pewnością NAJWIĘKSZYM zbrodniarzem. Był niezły, owszem, ale gdzież mu tam do swojego szefa, że o Józefie Wissarionowiczu nie wspomnę, a przecież w kolejce jeszcze paru by się przed nim ustawiło. Oryginał ma podtytuł lepszy: How a Band of Survivors and a Young Spy Agency Chased Down the World’s Most Notorious Nazi. Długi jak jasna cholera, ale fajny: jak grupa ocalałych z Zagłady i młoda agencja wywiadu złapała najsłynniejszego nazistę na świecie. Oczywiście trzeba by dać przypis, że najsłynniejszego żywego i pozostającego na wolności, ale co tam.
O tym właśnie jest ta książka. I świetnie się czyta. Jak powieść szpiegowską. Najpierw o tym, jak ważniak z SS uciekł z Europy, tropiony nie tyle przez Aliantów, co żydowskich mścicieli. Zwiał dzięki słynnej organizacji ODESSA oraz… kościołowi katolickiemu. Boli? Mnie boli.
Potem jeszcze bardziej fascynująca historia wpadnięcia na jego trop – niby przypadkowego, ale… Siła Mossadu leży w solidarności Żydów, tyle powiem. Wreszcie akcja złapania go w Argentynie i przewiezienia do Izraela. Wreszcie proces i wyrok śmierci – jedyny w dotychczasowej historii tego kraju.
I jedna uwaga – Diabeł wcielony bez munduru okazał się całkowitą łamagą życiową. Nie dorobił się niczego, a dawni towarzysze go raczej nie cierpieli. Zawieszę więc pytanie, co z człowiekiem robi władza? Co robi z człowieka?